czwartek, 23 lutego 2012

co się dzieje ?

W stanie CT nastała nuda!
Okay może nie taka straszna :) Miałam cudowny weekend w stanie New Hampshire na nartach z host bratem, host siostrą, host ciocią i host kuzynem. Szusowanie od rana do 16, a potem wypoczynek w łaźni parowej. Wyruszyliśmy w piątek po szkole. W sobotę był pokaz fajerkwerów (których zabrakło na tegorocznym sylwestrze!) i udaliśmy się do restauracji, gdzie ceny nie były zbyt przyjazne oczom, a na pewno wrogie portfelowi. W niedzielę natomiast już powrót, z krótkim przystankiem w Panera Bread (uwielbiam to!). Teraz mam tydzień ferii i trochę marnuję swój czas. Stwierdziłam, że wolę chodzić do szkoły, bo przynajmniej czas szybciej leci i mam tam znajomych :) A tutaj, jako że bez samochodu ciężko się gdziekolwiek ruszyć, to też ograniczone są moje możliwości. Dzisiaj wybrałam się do Tj Maxxa, który jest około 25 minut ode mnie, pieszo oczywiście. Jednak chodzenie pieszo w Ameryce nie należy do moich ulubionych czynności. Przynajmniej 3 samochody na mnie trąbnęły (moje miasteczko jest spokojne, jednak sąsiadujące z nami duże miasto jest chyba najgorszym w całym stanie), a jakiś murzyn na mnie gwizdał...

1
plaża w Stratford, wrzesień
2
banana grams!
3
Amerykanie kochają żółty ser i krakersy :)
4
New Haven, budynek Uniwersytetu Yale, styczeń
5
New Haven

xx

środa, 15 lutego 2012

Knock Knock!
Who’s there?
Doughnut!
Doughnut who?
Doughnut worry it is just a joke!

TAKI TAM ŚMIESZNY AMERYKAŃSKI ŻARCIK. Knock knock jokes są tu baardzo powszechne. I oczywiście są one wersją polskiego PUK PUK KTO TAM ?

Dzisiaj 14 luty, podobno dzień zakochanych. Jako, że Stany są chyba najbardziej skomercjalizowanym krajem świata (nie jestem pewna jak to jest u naszych wschodnich sąsiadów typu Chiny, czy Japonia), Walentynki nie mogły obejść się bez wielkiego huku. W szkole było bardzo słodko i uroczo, prawie każdy rozdawał ciasteczka, czekoladki, różyczki, prezenciki i różne, inne badziewia :) Co do dekoracji, zauważyłam parę domów przystrojonych wdzięcznie różowym kolorem, a u mojej amerykańskiej przyjaciółki zastałam ogromny bukiet czerwonych balonów z helem. Ja, aby wczuć się w atmosferę tego święta, postanowiłam sprezentować mojej rodzince muffinsy własnej roboty, które wyszły znakomicie. I to by było na tyle z mojej celebracji. Chyba, że obejrzenie filmu (btw ŚWIETNEGO) można zaliczyć do "świętowania". Jeśli jeszcze nie widzieliście "Wojownika", gorąco polecam!

Czas ostatnio leci bardzo szybko, już połowa lutego za nami. Od piątku mam ferie, co prawda tylko tygodniowe, ale lepsze to niż nic. W piątek jadę na narty do New Hampshire, wracam w poniedziałek. Na kolejne dni nie mam konkretnych planów. Zapewne będę się spotykać ze znajomymi, oglądać filmy, chodzić na siłownię i także muszę ogarnąć parę spraw. A po feriach będzie już koniec lutego i nowy miesiąc.
Szczerze mówiąc, nie mogę już sie doczekać wiosny. Choć tak naprawdę zima jeszcze do nas nie dotarła (temperatury są cały czas powyżej zera + totalny brak śniegu), to i tak marzy mi się już chociaż te 15 stopni, słońce i chill out.

Na angielskim zaczęliśmy czytać "Catcher in the rye", czyli "Buszującego w zbożu", którego pierwszy raz przeczytałam w gimnazjum, jako obowiązkową lekturę. Jako, że pokochałam tę książkę, jakoś rok temu, może ponad, przeczytałam ją ponownie. I teraz znowu mam okazję, tyle że tym razem w języku angielskim, co w końcu nie jest dla mnie wyzwaniem, a przy okazji dzięki znajomości polskiej wersji, uczę się bardzo dużo nowych słówek.
W wolnych chwilach czytam "Holes" Louis'a Sachar'a. Jeśli macie wolną chwilę to bardzo polecam, nawet do przeczytania w języku angielskim, gdyż słownictwo nie jest bardzo wymagające, a zawsze jest to dodatkowa okazja do nauki języka.

I jak zwykle mix zdjęć z przeciągu prawie pół roku w stanach :)

1
Happy Valentine's Day przed jednym z domów
2
om nom nom FANDZIO
3
w grudniu miałam okazję znaleźć się na festiwalu Karola Dickensa w Port Jefferson, Long Island. stąd śmiesznie przebrani ludzie.
4
koncert chóru, także Port Jefferson, Long Island.
5
converse zawsze i wszędzie
6
centrum domu czyli kuchnia
7
moja ulica
8
i moje liceum
9
pewnego wieczoru, jeśli dobrze pamiętam, w okolicach thanksgiving
10
latająca Kelsey

xx

sobota, 4 lutego 2012

zdecydowanie lepiej choruje się w zaciszu własnego domu

Zapalenie zatok + zapalenie gardła, tego się dorobiłam ostatnimi dniami. Od środy nie byłam w szkole, więc dostałam 3 dni wolnego, z czego wcale się nie cieszę. Będąc chorym, zwykle nie jesteś w stanie zrobić niczego produktywnego i najczęściej po prostu jest to strata czasu. Jak jestem w domu, choroba mi nie przeszkadza, gdyż tam mogę leniuchować do woli. Jednak w miejscu, które już nie powinno być dla mnie obce, ale nigdy nie będzie dla mnie jak dom, nie jest dobre na kaszel, smarkanie i narzekanie na okropny ból gardła. Dlatego ostatnie 3 dni spędzone bez wynużania nosa za drzwi, zdecydowanie źle wpłynęły na moją psychikę, gdyż miałam za dużo czasu, aby myśleć o Polsce. Tęsknię bardzo za moim krajem, to wiem na pewno :)
Zostały mi ok. 4 miesiące tutaj, to daje ok. 17 tygodni i ok. 120 dni.
4 miesiące brzmi długo, 17 tygodni jakoś krócej.
Mam tutaj jeszcze tyle do zrobienia, tylko po prostu muszę się ogarnąć i to zrobić. Przede wszystkim muszę się doprowadzić do normalnego stanu, w jakim byłam przed wyjazdem. Ciężko jest nie przytyć w ameryce :D
Następnie muszę doszlifować mój język. I tak jestem już dumna z tego co osiągnęłam, ale to jeszcze zdecydowanie za mało.
Także muszę więcej zobaczyć! Stany są takie ogromne! Moim marzeniem jest odwiedzenie każdego spośród 50 :) Moja rodzinka niestety nie należy do tych bardzo "podróżująch", ale i tak zdążyli mi już wiele pokazać. Byłam z nimi w New Jersey, w Nowym Jorku, w New Hampshire, jeździliśmy po Connecticut. Ze szkołą byłam w Massachusetts. Za dwa tygodnie jadę do Vermont na narty. Na pewno pojadę do Pensylwanii i Rhode Island. Może uda mi się z rodzinką odwiedzić Washington D.C. A w marcu najprawdopodobniej jadę na wycieczkę do Californi. Więc jeszcze parę wyjazdów się szykuję, nie mam co narzekać :)
Teraz wyczekuję marca i rozpoczęcia sezonu wiosennego w sportach, gdyż to oznacza treningi tenisa! Uwielbiam tenisa, gram od ok. 4 lat, jednak ostatni raz miałam okazję odbijać piłkę w wakacje! Jednak w sportach jesiennych (cross country) i zimowych (narciarstwo) nie dałam z siebie wszystkiego, dlatego na wiosnę biorę się ostro za pracę i wygrywam wszystko :D Już teraz (jak tylko wyzdrowieje...) będę zasuwać na siłownię prawie codziennie i trenować bo w końcu brzuszek sam się nie zrobi i chcę być przygotowana na sezon!
Co do szkoły to raczej nie mam żadnych przemyśleń/postanowień. Moje klasy są banalne, nie wkładam żadnego wysiłku w prace domowe, a i tak nie schodzę poniżej B. Chyba nie pisałam, ale odeszłam z klasy produkcja filmu, gdyż była bardzo kiepska i teraz po prostu mam wolną lekcję. Uwaga, jednak mam jedno postanowienie! Podczas mojej wolnej lekcji mam zamiar uczyć się francuskiego! Bawi mnie to, ale postanowienia zawsze można mieć :) Achhh no i jedyne co tak naprawdę to rozwinąć się w kierunku fotografii. W tym semestrze mam foto black&white, czyli praca w ciemci i te sprawy. Bardzo bardzo bardzo jestem podekscytowana, gdyż zawsze chciałam wiedzieć jak wywołać stare zdjęcia, a teraz nie dość, że będę to robić sama to i podszkolę się w zakresie ich robienia!
Moja koleżanka, Martyna, która też jest tutaj na wymianie i mieszka w miasteczku Trumbull, pół godziny drogi ode mnie, ma zamiar kupić longboard. W sumie też się tym zajarałam i zastanawiam się nad kupnem, dlatego jeśli do tego dojdzie, to w wolnych chwilach będę praktykowała jazdę na tej desce!
Także, skoro nie muszę się tutaj uczyć, powinnam nadrobić swoje zaległości w oglądaniu filmów i czytaniu książek. Już czeka na mnie nagrany "Fight club" oraz zakupione 3 filmy z Audrey Hepburn. Także mam biografię Audrey, którą zakupiłam rok temu na lotnisku w Indiach z zapałem przeczytania jej, jednak wtedy słownictwo okazało się zbyt ciężkie. Zaraz jak skończę książkę "Holes" (która jest świetna!!), zabieram się za biografię, z nadzieją, że tym razem podołam :)
Martwi mnie to, że jestem w Stanach od 5 miesięcy, a nie byłam jeszcze na żadnym koncercie! Zdecydowanie muszę coś znaleźć na następne 4 miesiące. Miałam jechać z moim host bratem i znajomymi na koncert Mac'a Miller'a, który był pół godziny drogi od nas, jednak za późno sie z tym ogarnęliśmy i bilety były już dawno wyprzedane.
Kolejna sprawa, muszę przycisnąć moją host rodzinę, żebyśmy w końcu wzięli psa! Nie wiem jak ja tu daje radę bez mojego kochanego psiska, który btw kończy jutro 6 lat!!! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO BALBINA! Tak, zdecydowanie potrzebuje kudłatego przyjaciela u boku tutaj.
Już teraz zaczynam planować swoje wakacje, bo tak naprawdę zbliżają się szybkim krokiem! Co prawda nie będą one należały do najprzyjemniejszych jeśli uda mi się przejść od razu do 3 klasy liceum od września, gdyż wtedy będzie to oznaczało ogarnięcie całego drugiego roku w 3 miesiące... Jednak na pewno będę musiała znaleźć czas na festiwal muzyczny, hel i żaglówkę. Nie ma innej opcji :)
Achhh no i oczywiście jeszcze przez te 4 miesiące muszę zrobić OGROMNE ZAKUPY! Nie tylko dla mnie, ale całej mojej rodziny również :D Ubrania są tu zdecydowanie dużo tańsze i wg. mnie jakościowo całkiem dobre. Także zastanawiam się nad jakąś elektroniką. Rodzice wspominali coś o kolejnej lustrzance, a ja teraz jestem na etapie poszukiwań mojego pierwszego analoga! Także mam masę prezentów do kupienia dla moich wszystkich przyjaciół, chyba zbankrutuje tutaj :)
Co do bankructwa, to także chcę rozpocząć pracę tutaj, mianowicie babysitting. Chcę w końcu zarobić swoje pierwsze pieniądze, a tutaj mam do tego okazję! Już dostałam dwie propozycje, teraz tylko wyzdrowieć...
Moje zainteresowanie modą wzrosło wraz z przyjazdem tutaj, a szczególnie po odwiedzeniu Nowego Jorku! Widziałam tyle cudownie ubranych ludzi, tyle inspiracji, że aż mnie ręka swędzi, bo tak mnie ciągnie do projektowania. Umiem rysować, jeśli poświęcę temu wystraczającą ilość czasu, dlatego w wolnych chwilach, nie obijamy się, tylko ćwiczymyyy :) Ach no i oczywiście znana jestem z przepuszczania masy pieniędzy na magazyny modowe...
Czuję, że to jest idealny czas na rozwijanie swoich talentów i hobby, byle tego nie zmarnować!

No więc właśnie, to były takie tam przemyślenia i postanowienia takiej tam chorej Oliwii. Musiałam w końcu gdzieś spisać te swoje wszystkie myśli, bo za dużo się ich narobiło. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować chociaż połowę.

Jakaś wena na pisanie przyszła do tego mojego zasmarkanego umysłu. Jednak, żeby nie zanudzić was kompletnie wstawiam totalny mix zdjęć z przeciągu tych 5 miesięcy.

1
Wallis! pies Christyny! kochany wielkolud, jak zaczniesz głaskać, to już musisz kontynuować przez caaaały wieczór :)
2
zaraz na wejściu w Museum od Fine Arts w Bostonie
3
za to zdjęcie zostałam bardzo pochwalona przez moją nauczycielkę fotografii, jednak wtedy było ono zdecydowanie lepiej obrobione w photoshopie. niestety nie dorobiłam się jeszcze tego programu na własnych komputerze, dlatego tylko dodałam trochę kolorów w jakimś tam innym programie. także z Museum of Fine Art w Bostonie.
5
i tutaj całkiem zapełniona restauracja w Museum of Fine Arts w Bostonie.
7
a to jakoś z września, razem z Kelsey robiłyśmy polską szarlotkę :)
8
broom maker!
9
syrop klonowy + pancakes = moja miłość
10
jedno z pierwszych zdjęć zrobionych w CT, wybrzeże 10 minut ode mnie :)
4
a to chyba pierwsze zdjęcie w stanach. zanim pojechałam do CT, byłam na orientation w New Jersey, obok NYC i na lotnisko przyjechała po mnie i jeszcze jedną dziewczynę z Polski LIMUZYNA! :) co prawda na zdjęciu tego nie widać, ale za to jest ono bardzo sentymentalne!

Mam już ok 3,500 zdjęć, podobną ilość historii do opowiadania. Teraz widzę, że ten wyjazd był BARDZO DOBRĄ decyzją i będę miała niezapomniane wspomnienia.

xx

czwartek, 2 lutego 2012

IT'S NEW YORK

16 stycznia 2012 roku pociąg jadący z New Haven do NYC, jak zwykle zatrzymał się w połowie drogi na stacji Fairfield i zabrał mnie oraz moją sąsiadkę do Nowego Jorku. Cała podróż z mojego miasteczka do NY trwa 1,5h i jest bardzo przyjemna :) Do miasta dotarłyśmy około godziny 10:30 i nasz dzień rozpoczęłyśmy kawą w Sturbucksie na Grand Central. Dzień wcześniej moja sąsiadka, Ani, podjechała do głównej biblioteki w Fairfield i pożyczyła dla nas darmowe wejścia do Muzeum Guggenheima. Dlatego z Grand Central ruszyłyśmy prosto tam.

1
muszę kiedyś wejść na te schody!

2
w drodze do muzeum

3
i dotarłyśmy :)

5
od razu jak weszłyśmy, oczom naszym ukazała sie bardzo ciekawa wystawa. ogólnie muzeum to jest w kształcie okręgu i jak można się domyślić, chodzi się w nim dookoła :)

6
w muzeum spotkałam nawet jednego Polaka :) był on częścią tej ogromnej wystawy z poprzedniego zdjęcia.

7
spotkałam również inne osobistości

8
a tak wystawa i muzeum wygląda z samej góry

9
a tu Ani. każdy przy wejściu dostawał słuchawki z takim jakby dykafonem, gdzie nagrane były informacje o prawie każdym obrazie w muzeum, a także o jego architekturze.

10
po muzeum zdecydowałyśmy się pójść do central parku, gdyż znajduje się on zaraz obok. jednak żeby dostać się do wejścia musiałyśmy trochę przejść. na zdjęciu powyżej: nowojorskie znane wszystkim żółte taksóweczki :)

11
jezioro w central parku

12
i tu już central park we własnej postaci. jakby się przyjrzeć widać biegaczy. jest ich pełno w central parku! chyba cały biegający nowy jork przyjeżdża właśnie tutaj na swoje przebieżki :)

13
to już wychodząc z central parku

14
taka tam moja miłość

15
subwayyyyyyy

16
wychodząc z subwaya i kierując się na Time Square miałyśmy szczęście zobaczyć grupę breakdancer'ów. byli naprawdę nieźli :)
17
18



No i właśnie, następnym i stałym punktem programu był oczywiście Time Square. Tam udałyśmy się najpierw do sklepu CHAMPS, gdzie pracuje kolega Ani. I uwaga uwaga spotkałyśmy tam Ne-Yo!!! Tak tak widziałam swojego pierwszego amerykańskiego celebryte!!!!! (no oprócz Roger'a Moore'a, ale w sumie byłam mała i tego nie pamiętam :P) Był obstawiony ochroną i najzwyklej w świecie kupował sobie buty. Jezuuu gdybym tylko miała więcej odwagi, zrobiłabym zdjęcie, no ale trudno :)

19
McDonald's na Time Square

20
ogromny Forever 21! kocham go!

21
na Time Square także znajduje się caly wielki sklep poświęcony M&M'som. Można tam wybrać swoje ulubione smaki, zrobić sobie zdjęcie z jednym z M&Msów czy kupić jakąś pamiątkę. Ja nabyłam bokserki :D

22
następnie zaliczyłyśmy jeszcze wieczorny spacer i udałyśmy się do Sturbucksa, aby zakończyć ten cudowny dzień dobrą kawą :)

23
i tu już Grand Central, to samo miejsce gdzie zaczyna się pierwszy odcinek Gossip Girl :)

Do domu dotarłyśmy na 21, zmęczone ale szczęśliwe. W planach miałyśmy jeszcze łyżwy, jednak po naszym ogromnym lunchu w okolicy China Town, nie miałyśmy siły się zbytnio ruszać :)
Cudowny dzień i cudowne miasto, które najprawdopodobniej odwiedzę już w tę sobotę, jednak tym razem pojadę na dzielnicę Queens.

Trochę z innej beczki, właśnie leżę chora w łóżku. Nie poszłam dzisiaj do szkoły, ból gardła i kaszel mi doskwierają i ogólnie nie najlepiej ze mną.
Także zaczął się kolejny miesiąc. Jeszcze tylko luty, marzec, kwiecień i maj przede mną. 4 miesiące i bardzo dużo planów do zrealizowania. Potrzeba tylko siły, chęci i czasem niestety samochodu. Już ponad połowa za mną, wszyscy mówią, że teraz będzie łatwiej, a czas będzie leciał szybciej. Zobaczymy :)

xx